TheBurningTree's avatar

TheBurningTree

Gee!
27 Watchers50 Deviations
11.7K
Pageviews

Radosna nowina

1 min read
Miłość, kłamstwo, zdrada, zbrodnia...

...czyli zapowiedź Pieśni węży, mojej debiutanckiej powieści, która przy pomyślnych wiatrach ukaże się w przyszłym roku nakładem wydawnictwa Genius Creations.


Upadający monarchowie sprowadzają na swoich popleczników nieszczęście za nieszczęściem. Na własnej skórze przekonał się o tym Ren Maghar. Ten niegdyś najpotężniejszy po królu człowiek w imperialnym Kahrze, zmuszony jest do wysługiwania się nowemu władcy, aby utrzymać swoją rodzinę przy życiu.


Wplątany w polityczne intrygi i machinacje staje przed dylematem - pozostać pionkiem czy ponownie stać się graczem. Jeśli wybierze to pierwsze – przetrwa. Jeśli wybierze to drugie, musi poznać ciągle zmieniające się zasady gry o władzę i nowych potężnych graczy. Tam, gdzie nagrodą jest tron, utrzymanie głowy na karku graniczy z cudem.


zapowiedź na stronie wydawcy

Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In

Zabawne jak pokrętnymi drogami czasami człowiek poznaje twórczość autorów. Na Borisa Akunina trafiłam w prostej linii od literatury japońskiej, bo ten człowiek - nazywający się w rzeczywistości Czchartiszwili - to ważna postać, jeśli o jej tłumaczenia na rosyjski chodzi. (Nie wiem, dlaczego interesują mnie takie rzeczy jak tłumaczenie japońskich książek na rosyjski, bo o obu językach wiem w zasadzie tyle, że ładnie brzmią.)



W dodatku, żeby było jeszcze dziwniej, pierwsza powieść Akunina, która wpadła mi w ręce jest dla niego dość nietypowa. Zasłynął jako twórca tekstów mocno osadzonych w historii Rosji, zwłaszcza na przełomie XIX i XX wieku oraz kilku rozbudowanych cykli kryminałów. Tymczasem ja trafiłam na powieść z zupełnie innej serii - Gatunków.


Zamysł ciekawy, chociaż na pierwszy rzut oka mocno karkołomny. Tworzenie powieści z różnych gatunków i nadawanie im stosownych tytułów. Czy muszę dodawać, że ja przeczytałam Fantastykę?


Tak, Akunin nie wydaje się specjalistą w dziedzinie fantastyki, to fakt. I powieść też wyszła mu... tak sobie. Jest niezwykle sprawnie napisana. Bardzo przyjemna lektura na letnie popołudnie, do przeczytania w ciągu kilku godzin. Wciągająca, chociaż niezbyt oryginalna intryga - ot, mamy moce psi, kosmitów, bohaterów cudem ocalałych z wypadku... klasyka, można powiedzieć i to taka, z której nie wyciągnięto szczególnie dużo.



Ale za to tło... hm, tutaj jest się czym pozachwycać. Widzimy bowiem zmierzch komunizmu, powolne i bolesne narodziny kapitalizmu. Ludzi, którzy sporo stracili na ważności z powodu zmiany systemu, ludzi, którzy coś tam zyskali i ludzi, którzy się dostosowali. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że Fantastyka jest, wbrew tytułowi, chwilami lepszą obyczajówką niż opowieścią o supermocach.

Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In

Co się stanie, jeżeli miasteczko, którym niepodzielnie rządzi zachłanny i pozbawiony skrupułów wiceprzewodniczący rady miejskiej, zostanie nagle odcięte od świata? Powiedzmy, kopułą, która przepuszcza jedynie trochę powietrza i wilgoci, ale nic poza tym? Cóż, King odpowiedział na to pytanie - stanie się Pod kopułą.



King niejednokrotnie tworzył już powieści przerażająco długie i Pod kopułą niewątpliwie do nich należy. Na szczęście płynny, gawędziarski styl czyni ją lekturą nad wyraz strawną... chociaż z całą pewnością nie dla wszystkich.


Autor pokazał nam piekło. Zaczyna się krwawo i brutalnie, a z każdą stroną jest brutalniej, krwawiej, obrzydliwiej. Z ludzi, krok po kroku, wypełza zło i dobro. W świecie pod kopułą nie ma już zasad moralnych, bo wszelkie ich egzekwowanie jest niemożliwe. Niektórzy (większość?) mimo to zachowują godność i sumienie. Niektórzy nie. A znaczna liczba popada w szaleństwo i depresję, co chyba nie dziwi.


Duże natężenie brutalności, tak w języku jak i w fabule, połączone z barwnymi, odpowiednio ohydnymi opisami, sprawi, że dla niektórych lektura stanie się po prostu niestrawna. Tak, King lubi mazać całe strony krwią, ale tym razem przeszedł momentami samego siebie.



Uznanie budzi solidne przemyślenie konsekwencji pojawienia się kopuły. Skutki polityczne, ekologiczne, problemy z energią i dostawami - to wszystko, chociaż jest tylko tłem dla emocjonującej walki na śmierć i życie między złymi i dobrymi, zostało starannie zaplanowane i opisane. Kawał dobrej, pisarskiej roboty. Aczkolwiek niczego innego się nie spodziewałam.


Na podstawie książki powstał serial Under The Dome, którego sezony mają - co za uroczy żarcik - po trzynaście odcinków. Nie dorównuje książce, ale w jego produkcji maczał palce King i to na szczęście momentami widać.



Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In

Predator

4 min read

Czy to Power Rangers? Może Zed z LoLa? Albo... teściowa?



Nic z tych rzeczy, panowie i panie. Po prostu Predator, o nikogo innego nie chodzi.


Oczywiście, będzie to wycieczka w świat kinowy, raczej sentymentalna - znaczy, do cholery, ten film jest starszy ode mnie! Wnioskuję więc, że wspominać, O CZYM traktuje, nie muszę, ba, nawet nie powinnam (jeżeli się tu przyplącze ktoś, kto go nie widział). Bo Predator ma to do siebie, że jest zupełnie jednorazowy. Trzyma w napięciu i straszy za pierwszym razem, za każdym następnym już jednak nudzi.


Wciąż są w tym dziełku rozwiązania fabularne, które przykuwają uwagę. Przede wszystkim zaś atmosfera, człowiek, który stał się zwierzyną, zaszczuty, przechytrzony, samotny wobec obcej grozy. Tytułowy łowca jest dziwny i nieznany, nikt nie wie, skąd się wziął i czemu dopuszcza się swoich krwawych czynów. To tylko potęguje wrażenie niesamowitości i napięcie.



A potem, szast-prast. Film staje się hitem, ba, staje się legendą, chociaż to już później. W trzy lata po premierze Predatora pojawia się sequel (tak, wciąż starszy ode mnie). Drugiej części szczęście nie sprzyja od samego początku. Schwarzenegger nie chce grać, woli Terminatora, no, zdarza się. Przeniesienie akcji z dżungli naturalnej do miejskiej niby wydaje się dobrym pomysłem. Mamy gęstą atmosferę zbrodni i nielegalnych interesów. Co z tego, skoro fabuła jest wtórna i znamy już potwora. A w czasie filmu poznajemy go jeszcze lepiej, widzimy statek, widzimy innych przedstawicieli gatunku... trochę jak z Alienem, ale tam udało się zachować napięcie przez wariacje schematu fabularnego. Tu nawet tego zabrakło. Zaś to, co widzialne i znane, nie jest już wcale straszne...



W porządku, jest więc sequel, dostaliśmy po dupie... ale czy to koniec? Gdzieżby tam!


W 2004 roku powstaje Obcy kontra Predator i jest to najlepszy dowód na to, że niektóre serie należy pozostawić w świętym spokoju. Nie dotykać. Niech sobie trupy stygną w spokoju, przechodząc do legendy.


Mamy piramidę, znalezioną pod lodem, Obcych, Predatorów, dużo krwi, dużo kwasu, dużo trupów, dużo niebezpieczeństw, mało napięcia i jeszcze mniej sensu. Wydaje się, że gorzej być nie może.



Hollywood dowiodło jednak nieraz, że gorzej może być zawsze. I postanowiło uczynić to ponownie, tworząc sequel do Obcy kontra Predator, którego prawdziwy tytuł brzmieć powinien Co się stanie, jeśli z Predatora wykluje się Obcy i ucieknie między ludzi?


Film jest krótki, a mimo to z ekranu wieje nudą i brakiem sensu, do którego już przyzwyczaiła nas część poprzednia...



Zdaje się, że seria może już tylko popaść w coraz bardziej skręconą spiralę głupoty. Na szczęście jednak w 2010 roku przychodzi odrodzenie. W filmie Predators kosmiczny łowca wraca tam, gdzie od początku było jego miejsce - do dżungli. Tym razem na obcą planetę zostaje porwana grupa ludzi. Wszyscy mają swoje za uszami. To znaczy, są najlepsi z najlepszych. Według standardów Predatorów.


Film ma oryginalną fabułę i kilka twistów. Brakuje elementów horroru rodem z pierwszej części i napięcia, ale to produkcja przeciętna w pozytywny sposób. Seria, po latach obijania się w rejonach kina klasy Z, wróciła na mniej więcej właściwy tor i została godnie (na razie) zakończona. To niewątpliwie cieszy.



* * *


Tymczasem - wreszcie, po prawie roku oczekiwania - ukazała się zapowiadana antologia prac finałowych z krakonowego konkursu Ostatni Dzień Pary. W niej i mój krótki tekst, Wojna Adaptacyjna. Antologię można pobrać - za darmo i w wielu formatach - tutaj.


Jeden z patronów medialnych, Fahrenheit, zamieścił już recenzję. To dla tych ciekawych, czy warto zerknąć do zbiorku.

Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In

Murakamiego można kochać, Murakamiego można nienawidzić, ale nie przechodzi się obok Murakamiego obojętnie - to cała prawda o prozie najbardziej poczytnego japońskiego autora naszych czasów. Jego powieść Kafka nad morzem nie odstaje w żaden sposób od innych, które stworzył. To psychodeliczna opowieść o zwyczajnych sprawach, które w prozie Murakamiego nabierają nadzwyczajności. Słowem, wszystko, co znamy i kochamy.


Kafka nad morzem to historia o chłopcu, który uciekł z domu i znalazł sobie miejsce do życia w niewielkiej miejscowości, konkretniej zaś - we wspaniałej, historycznej bibliotece, która tam się mieści. Powieść dotyka problemu dojrzewania, powolnego i bolesnego, ale nie jest to jedyna jej tematyka. Wątków, którym warto się przyjrzeć, jest więcej.


Poza Kafką i jego perypetiami mamy więc kobietę, bez przerwy od lat zakochaną w zmarłym już - w głupi, przypadkowy sposób - narzeczonym. Przeszłość ciągnie się za nią jak cień i przyczynia się w końcu do jej śmierci, nie istnieje żaden sposób, aby się od niej uwolnić.


Mamy niedorozwiniętego staruszka, który popełnia morderstwo, chcąc ochronić pewnego Kota przed straszliwym złem. Później, w wyniku tej zbrodni, podąża zaś w długą podróż po kraju, bowiem już nie tylko los jednego stworzenia, ale całej rzeczywistości spoczywa na jego barkach.


Wreszcie, mamy przystojnego, młodego człowieka, który nie jest kobietą ani mężczyzną. I chociaż w całej książce przewija się jak zły sen wątek tolerancji, czy może jej braku, o który łatwiej we współczesnym świecie, to przy tej postaci widać go najlepiej.



Wciąż, bez względu na to, ile jego książek przeczytam, zachwyca mnie język Murakamiego, który potrafi zmienić najprostsze czynności w mistyczne rytuały. Plejada stworzonych przez niego postaci zapada w pamięć. Wszystkie mają swoje słabości, nieraz przeważające nad atutami i muszą sobie z nimi radzić. Robią to z godnością, w sposób godny podziwu.


Dobrze jest też w prozie Murakamiego odnaleźć nurty dawnej literatury japońskiej, gdzie opowieści po prostu się dzieją, splatane z ciągów przypadkowych wydarzeń, płynące pozornie donikąd, lecz przynoszące czytelnikowi zadumę. Lubię taką spokojną literaturę. Dobrze, że jest dla niej jeszcze trochę miejsca na świecie.



Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Featured

Radosna nowina by TheBurningTree, journal

Akunin - Fantastyka by TheBurningTree, journal

Stephen King - Under The Dome by TheBurningTree, journal

Predator by TheBurningTree, journal

Kafka nad morzem - Haruki Murakami by TheBurningTree, journal